Pingpongowa wyspa skarbów
Tenis stołowy jest dyscypliną sportu, która po Igrzyskach Olimpijskich w Atenach stała się trzecią najbardziej oglądaną dyscypliną na świecie. Takie były głosy wypływające ze środowiska mediów. W tym środowisku wiele osób znajdzie coś dla siebie. Dzisiejszy materiał dedykowany jest tym, którzy szukają coś więcej, niż tylko rekreacyjną zabawę z przyjaciółmi:
Tenis stołowy jest miejscem, gdzie można się spełniać, odnosić sukcesy zdobywając jakieś wyniki na turniejach, rozgrywkach ligowych. Umiejętności to temat nie podlegający żadnej dyskusji. Zapomina się jednak, że tam jest coś więcej. Aby zwyciężać, trzeba w pierwszej kolejności zaakceptować siebie. Kim jestem na co dzień? Co o sobie myślę? Czy mam wieczną depresję i w tenisie stołowym szukam ratunku od beznadziejności w życiu? Czy z drugiej strony patrząc dobrze mi się wiedzie, lubię siebie za to, kim jestem? Nieśmiałość nie jest biletem do szczęścia a strach o wszystko zamyka drzwi do czegokolwiek. Zanim więc w tenisie będę miał przyjemność dostać cokolwiek radosnego, sam muszę być człowiekiem radosnym, zadowolonym z siebie. Inaczej nic z tego nie wyjdzie.
Jaki wizerunek ma tenis stołowy? Czy akceptuję w pełni i do końca to, że ja go robię? Czy ja cieszę się, że idę na trening? Czy sprawia mi radość wyjazd na powiatowy turniej, szkolny, osiedlowy? Czy równie dobrze jest to tylko zapchaj dziura w czasie, bym poczuł chwilową ekscytację? Czy ja sam szukam możliwości do tego, by się rozwijać w tenisie stołowym? Czy w ogóle to dla mnie?
Funkcjonowanie w sporcie opiera się na przynależności do określonych grup, klubów, stowarzyszeń, związków. Nie inaczej jest w tenisie stołowym. I pojawia się znowu pytanie: czy akceptuję tu i teraz miejsce, w którym trenuję? Czy lubię mój klub i moich kolegów, koleżanki? Czy szanuję mojego trenera? Czy równie dobrze odwiedzam ich tylko po to, by zatruwać ich życie a oni udają, że nic się nie dzieje? Ale mi to przecież pasuje? Tylko może pojawić się gdzieś pytanie: dlaczego nic mi nie wychodzi? Bo zajmowałem się wszystkim, tylko nie tym, co właściwe?
Nie można rozmawiać o tenisie stołowym i swoim miejscu w tej dyscyplinie w oderwaniu od szerszego kontekstu. Gdzie gram, gdzie trenuję, tworzy moje środowisko. Ludzie, zawodnicy z innych klubów w moim mieście, powiecie, województwie. Czy wyrażam wobec nich szacunek, czy prowadzę wobec nich cichą wojnę, bo to ja mam być lepszy i najlepszy?
Świadomy zawodnik bez fundamentalnej odpowiedzialności za siebie będzie się męczył sam ze sobą na drodze, którą wybrał. Każdy chce wygrywać, wielu zawodników chce być najlepszy, ale niewielu z nich będzie chciało poznać prawdziwe narzędzia sukcesu. Akceptacja samego siebie, swojej dyscypliny sportu, swojego klubu oraz całej branży (pingpongowej), w której funkcjonujemy. Wyprawa po skarby kusi wielu. Mało który wychodzi na szlak, by zmierzyć się z przeciwnościami losu, własnymi słabościami, mocnymi stronami. Ale gra jest warta świeczki.
Jeśli było to dla Ciebie wartościowe, udostępnij ten materiał dla innych.
Najnowsze komentarze